piątek, 26 października 2018

napisać

Jak by wam to kiedyś powiedzieć.

Napisać.

Przyzwyczaiłem się do tego, żeby mówić wam, że jakoś idzie, albo, żebyście się nie martwili.

Naprawdę chcę, żebyście się nie martwili.

Kiedyś powiedziałem, że nie jest ze mną dobrze. Bardzo was to zmartwiło.

Więc mówię, że jakoś jest. 

Nie wiem, jak by wam to powiedzieć.

Napisać.

czwartek, 25 października 2018

Wiem, że mogłem się bardziej postarać


Chciałbym coś więcej poczuć, niż ten pierdolony stres. 
Nie, że ktoś bardzo chciałby być tu, a że może jest.

Żeby ktoś stwierdził, że tu będzie, mimo tego, 
że ja przecież zwykłem gasnąć nagle z dnia na dzień.

I nie przez kabel, bo odporność na to wzrasta
po tych kilku razach obiecanych sobie, że to czysta magia.

Gówno prawda.

Po prostu usiąść razem w parku, jak ta starsza parka,
stwierdzić, że naprawdę dobrze razem jest.

środa, 24 października 2018


Nie przejmuj się, jeśli życie nie jest takie piękne
to niedługo zniknie i będzie daleko
daleko stąd

niedziela, 21 października 2018

środa, 17 października 2018

For us

I wish there was a special place for people, who miss that music and these better times, place full of love and piece. I wish I could hug you all.


poniedziałek, 8 października 2018

Do Kesji

Spójrz, ledwie trzy miesiące minęły a ludzie dawno żyją własnym życiem, cieszą się tak, jak cieszyli się zawsze i smucą się tak samo, snują swoje plany na przyszłość, mniej, lub bardziej pomyślnie. Wszystko toczy się dalej. Wciąż trwają nic nie warte wojenki - czy to na terenach objętych konfliktami zbrojnymi - czy to w spożywczym o to, kto pierwszy złapie za świeży bochenek chleba, jakby obok nie było drugiego. Każdy walczy o swoją miłość, jakby ona istniała jako ta jedyna. Każda przecież jest "jedyna". I dalej, każdy walczy o setki mini szans dziennie, jakby nigdy więcej miały się nie zdarzyć. Nie wiem dlaczego wciąż zaskakują się obrotem zdarzeń, jakby za każdym razem świat im się rozpadał. I tak rozpada się raz na tydzień. Cztery razy w miesiącu. Czterdzieści osiem razy w krótkim roku. Uznając, że człowiek - bardzo na oko - żyje minimum sześćdziesiąt lat, wychodzi na to, że człowiekowi rozpada się życie dwa tysiące osiemset osiemdziesiąt razy w ciągu życia (minimum!). To wciąż za mało, by się do tego przyzwyczaić i spokojnie spać, a za razem po niespełna trzech miesiącach od jednego z największych wstrząsów w naszych życiach (liczba mnoga, gdyż piszę o mnie i twoich przyjaciołach) żyjemy, jakby nigdy nic się nie stało. Wskakujemy w wir, który pędzi coraz szybciej i szybciej, bo gdybyśmy nie wskoczyli, zniknęlibyśmy prędzej, niż byśmy sobie tego życzyli. Czasem wieczorem przypomną nam się wspomnienia, pooglądamy zdjęcia, na których jawiła się twoja fizyczna postać, czasem nas to nawet wzruszy i przeżyjemy chwile zastoju tak jak ja w tym momencie, ale po chwili trzeba znów wskoczyć tam, z czego w obecnych okolicznościach, w twoim położeniu (na pewno byś się z tego śmiała) łatwo Ci kpić, czego Ci serdecznie zazdroszczę. Budzi we mnie jednocześnie podziw i strach to, jak łatwo nam przychodzi zostawić to wszystko za sobą i wyruszyć dalej, fakt faktem z braku innej możliwości. Smuci to, jak nasze umysły się spieszą i zmywają to, co niegdyś stanowiło nieodłączną cześć naszego istnienia. Wszystko jest ulotne, tak bardzo, że można to jednym tchem zdmuchnąć.
Relacja jest tak wielka, jak mocno wciąż nią żyjemy i na niej opieramy swoje decyzje, niezależnie, czy druga osoba o nas w ogóle pamięta, czy w ogóle jest. Od niej nie zależy nic. To nasza kwestia, czy chcemy sobie zniszczyć życie opierając się na naszych zdeformowanych wyobrażeniach, braku faktycznych informacji i niedomówieniach. Chyba to jest miłość.
Mam nadzieję, że tam, gdzie naprawdę jesteś, jesteś trwalsza niż istota ludzka, i że otwarcie i głośno kpisz sobie z tego, jak z perspektywy bezczasu jesteśmy żałośnie zmienni. Cieszę się, że mimo wszystko masz osoby, które Cię kochają. Mam nadzieję, że z perspektywy bezczasu i braku ograniczeń postrzegania nikt was nie rozdziela.
Może tam u Ciebie już dawno jest po wszystkim.
Może ja też już tam jestem.

piątek, 5 października 2018

Kto wie?

Nie wiem, czuję, że nic nie mam do powiedzenia, co mnie martwi. Muszę czytać, bo będę głupszy i głupszy. Ostatnio śniło mi się, że umarłem i to było ciekawe. Siedzę w Anglii, pracuję (tyle dobrego), nie wiem właściwie co się dzieje ze mną, jestem rozdarty. Jest mi przykro ze względu na samotność, ale całkiem skutecznie to tłumię. Wmawiam sobie, że to tylko kilka miesięcy. Robię co do mnie należy, czy coś.