Spójrz, ledwie trzy miesiące minęły a ludzie dawno żyją własnym życiem, cieszą się tak, jak cieszyli się zawsze i smucą się tak samo, snują swoje plany na przyszłość, mniej, lub bardziej pomyślnie. Wszystko toczy się dalej. Wciąż trwają nic nie warte wojenki - czy to na terenach objętych konfliktami zbrojnymi - czy to w spożywczym o to, kto pierwszy złapie za świeży bochenek chleba, jakby obok nie było drugiego. Każdy walczy o swoją miłość, jakby ona istniała jako ta jedyna. Każda przecież jest "jedyna". I dalej, każdy walczy o setki mini szans dziennie, jakby nigdy więcej miały się nie zdarzyć. Nie wiem dlaczego wciąż zaskakują się obrotem zdarzeń, jakby za każdym razem świat im się rozpadał. I tak rozpada się raz na tydzień. Cztery razy w miesiącu. Czterdzieści osiem razy w krótkim roku. Uznając, że człowiek - bardzo na oko - żyje minimum sześćdziesiąt lat, wychodzi na to, że człowiekowi rozpada się życie dwa tysiące osiemset osiemdziesiąt razy w ciągu życia (minimum!). To wciąż za mało, by się do tego przyzwyczaić i spokojnie spać, a za razem po niespełna trzech miesiącach od jednego z największych wstrząsów w naszych życiach (liczba mnoga, gdyż piszę o mnie i twoich przyjaciołach) żyjemy, jakby nigdy nic się nie stało. Wskakujemy w wir, który pędzi coraz szybciej i szybciej, bo gdybyśmy nie wskoczyli, zniknęlibyśmy prędzej, niż byśmy sobie tego życzyli. Czasem wieczorem przypomną nam się wspomnienia, pooglądamy zdjęcia, na których jawiła się twoja fizyczna postać, czasem nas to nawet wzruszy i przeżyjemy chwile zastoju tak jak ja w tym momencie, ale po chwili trzeba znów wskoczyć tam, z czego w obecnych okolicznościach, w twoim położeniu (na pewno byś się z tego śmiała) łatwo Ci kpić, czego Ci serdecznie zazdroszczę. Budzi we mnie jednocześnie podziw i strach to, jak łatwo nam przychodzi zostawić to wszystko za sobą i wyruszyć dalej, fakt faktem z braku innej możliwości. Smuci to, jak nasze umysły się spieszą i zmywają to, co niegdyś stanowiło nieodłączną cześć naszego istnienia. Wszystko jest ulotne, tak bardzo, że można to jednym tchem zdmuchnąć.
Relacja jest tak wielka, jak mocno wciąż nią żyjemy i na niej opieramy swoje decyzje, niezależnie, czy druga osoba o nas w ogóle pamięta, czy w ogóle jest. Od niej nie zależy nic. To nasza kwestia, czy chcemy sobie zniszczyć życie opierając się na naszych zdeformowanych wyobrażeniach, braku faktycznych informacji i niedomówieniach. Chyba to jest miłość.
Mam nadzieję, że tam, gdzie naprawdę jesteś, jesteś trwalsza niż istota ludzka, i że otwarcie i głośno kpisz sobie z tego, jak z perspektywy bezczasu jesteśmy żałośnie zmienni. Cieszę się, że mimo wszystko masz osoby, które Cię kochają. Mam nadzieję, że z perspektywy bezczasu i braku ograniczeń postrzegania nikt was nie rozdziela.
Może tam u Ciebie już dawno jest po wszystkim.
Może ja też już tam jestem.